Logo

Logo

wtorek, 31 sierpnia 2010

Wiadomości giełdowe

Informacje o podwyżkach VAT-u w Polsce wszystkim już spowszedniały, ale ta wiadomość z całą pewnością wprawi cię w podły nastrój.

Dziennik "Financial Times" nie lubi się mylić, więc możemy w ślad za nim napisać: Kawa zdrożeje. Tym razem nie chodzi o ryzykowne zabawy funduszy hedgingowych. Zdaniem gazety, słabe zbiory w Kolumbii sprawiły, że na świecie zapanował głód dobrych jakościowo ziaren, których ważnym źródłem do tej pory był ten południowoamerykański kraj. Używając wulgarnego języka: popyt zdecydowanie przewyższa podaż i taki stan ma utrzymać się przez najbliższe miesiące. Mało tego: od marca, ceny kawy na giełdach towarowych wzrosły o 40 procent!

Zaczynasz w tym momencie drżeć o cenę twojego ulubionego Caramel Frappucino w Starbucksie? Spokojnie. Podwyżki odczują przede wszystkim nabywcy kawy paczkowanej. Wiele wskazuje na to, że ceny w dużych kawiarniach pozostaną na tym samym poziomie lub zmienią się zupełnie nieznacznie. Sieci kawiarniane zapewniają, że poszukają oszczędności tak, by ich cenniki pozostały niezmienione. Co jednak poczną niewielkie kawiarnie, które nie dysponują armią kreatywnych księgowych?

piątek, 27 sierpnia 2010

Imprezowy piątek vol. 4



Dzisiejsze wydanie kącika imprezowego stoi pod znakiem przekleństw. Totally NSFW - powiedzieliby Amerykanie i mieliby rację. Ale czy można czynić wyrzuty artyście obdarzonemu takim urokiem osobistym jak Cee-Lo Green, wokalista Gnarls Barkley? Pan Green szykuje na koniec roku kolejną solową płytę, która będzie nosiła tytuł The Lady Killer. Ten utwór promuje zapowiadany album i robi to w najmniej przyzwoity z możliwych sposobów. Ale, ponieważ piosenka ma potencjał, by stać się szlagierem dekady, możemy wybaczyć Cee-Lo zbytnią szczerość wypowiedzi i przemilczeć stek przekleństw, którym w istocie jest tekst do tego utworu. Zwłaszcza, że artysta w tym utworze raczy nas brzmieniami, które przywodzą na myśl złoty okres muzyki soul i budzą wyłącznie pozytywne skojarzenia. Pytasz, jaki tytuł nosi utwór o którym mowa? Odpwiedź brzmi: "Fuck You".

wtorek, 24 sierpnia 2010

Dobre kalorie vol. 2


The Mast Brothers from The Scout on Vimeo.



W krainie Wedla, Goplany i Terravity tego typu historie brzmią jak relacja na żywo z galaktyki Andromedy, ale tym bardziej warto mówić o takich rzeczach.

Oto bracia Mast, dwaj postrzeleni nowojorczycy, którzy wymyślili sobie, że w Williamsburgu, najmodniejszej części najmodniejszego miasta świata, będą ręcznie wytwarzać czekoladę. Nie są cukiernikami – Rick, z wykształcenia pianista, pracował w modnych nowojorskich restauracjach, a Michael zajmował się produkcją offowych filmów. Dla obu czekoladowa manufaktura była marzeniem, które udało się zrealizować. W ponad stuletnim budynku w centrum Nowego Jorku bracia Mast ręcznie wytwarzają czekoladowe dzieła sztuki. Mają pieczę nad całością procesu produkcji – sami decydują od kogo kupić ziarno, najczęściej wybierają rodzinne plantacje lub małe spółdzielnie ulokowane w takich krajach jak Madagaskar, Wenezuela czy Ekwador. Wszystkie tabliczki wytwarzane są ręcznie i starannie pakowane w bogato zdobiony papier.

Wierność tradycji i dbałość o detale to znak rozpoznawczy ich czekoladowego butiku. Obaj wyglądają jak ultrahipstersi (te brody!), ale przecież adres w Williamsburgu zobowiązuje. Jednak, gdy wdziewają służbowe fartuchy i stają za kontuarem z ciemnego drewna, zmieniają się w cukierników z jakiegoś bajkowego sklepu z artykułami kolonialnymi.

Piszemy o tym nie dlatego, by sycić was obrazkami z powyższego filmu (kapitalnego!) o braciach Mast. Zastanawiamy się po prostu, kiedy ktoś w Polsce podejmie się równie odważnego zadania, tj. rzuci robotę w bankowości inwestycyjnej by ręcznie produkować np. czekoladę, szyć dżinsy z denimu z Cone Mills, czy warzyć piwo niepasteryzowane. W kraju, w którym hasło Criollo, może kojarzyć się ludziom co najwyżej z tanim winem musującym, nie powinniśmy raczej spodziewać się cudów. Mimo to, tli się w nas nadzieja, że kiedyś będzie nam dane skosztować czekolady „Made in Poland” zrobionej z wenezuelskich ziaren...

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

There's no business like coffee business


Sądzisz, że ziarna kawowe do ekspresu w twojej ulubionej kawiarni dostarcza bocian? Albo, że właściciele lokalu uprawiają kawowce na zapleczu? Nic z tego. Droga kawy do twojej filiżanki zawsze zaczyna się od Green Coffee Buyera czyli człowieka odpowiedzialnego za zakup surowych ziaren u producenta. Bez jego wiedzy i doświadczenia w kawowym biznesie ani rusz.

Jeśli myślisz, że stanowisko Green Coffee Buyera to niesamowicie ciekawe zajęcie, dzięki któremu można kilka miesięcy w roku spędzać w podróży i odwiedzać egzotyczne kraje – masz rację. Jeśli wydaje ci się, że trzeba pochłaniać litry kawy dziennie, by móc odnosić sukcesy w tej branży – jesteś w błędzie. No i mamy jeszcze jedną dobrą wiadomość: Green Coffee Buyerzy zarabiają naprawdę nieźle.

Wszystkiego dowiesz się z tego niesamowicie ciekawego wywiadu z Markiem Inmanem pracującym dla firmy Taylor Maid Farms, kalifornijskiego dystrybutora kawy uprawianej organicznie.

piątek, 20 sierpnia 2010

Imprezowy piątek vol. 3



Dzisiaj w naszym rozrywkowym kąciku stawiamy na szaleństwo: artystki o pseudonimie M.I.A. nie trzeba chyba ci przedstawiać. Jej zaraźliwy jak gorączka krwotoczna szlagier „XXXO” wylewa się obecnie chyba z każdej stacji radiowej poza Classic FM i Radiem Maryja. Odkryciem może jednak być klip do tego utworu, naszym zdaniem prawdziwe dzieło sztuki i zarazem narkotyk dla oczu. Orkiestra, tusz!

czwartek, 19 sierpnia 2010

Krytyka czystego rozumu

Czy stając przed multijęzycznym i wieloznacznym niczym Księga Psalmów menu w kawiarniach Starbucks odczuwasz coś na kształt uniesienia pomieszanego z lękiem? Koprojęzyk obowiązujący w lokalach słynnej amerykańskiej spółki (Caramel Frappuccino® Blended Cream w rozmiarze Venti czy może raczej Iced Skinny Flavored Latte w kubeczku Grande?) bywa niekiedy frustrujący. Do tego stopnia, że konieczna może okazać się interwencja policji.

Tak zakończyła się wizyta w jednym z nowojorskich Starbucksów dla Lynne Rosenthal, sześćdziesięcioletniej profesorki anglistyki. Wykładowczyni która, jak sama przyznaje, „ma świra na punkcie czystości języka” odmówiła używania marketingowego slangu i recytowania formułek, których domagał się sprzedawca. Jej upór był na tyle duży, że obsługa, zadzwoniła po policję, która siłą oderwała panią profesor od kontuaru. Oficerowie zażądali od akademiczki, by opuściła kawiarnię i obiecała, że jej noga już nigdy w lokalu nie postanie. Dodajmy jeszcze, że pani Rosenthal jest recydywistką: już wcześniej zdarzało się jej prowadzić słowne utarczki z obsługą barów Starbucksa w kwestii nazewnictwa.

Zresztą, przeczytajcie sami.

wtorek, 17 sierpnia 2010

Beirut, Warszawa



Dla wszystkich, którzy, tak jak my, nie mają biletów na dzisiejszy koncert grupy Beirut w Warszawie, środek zastępczy: Zach Condon w swoim żywiole podczas ulicznego wykonania utworu „Nantes”. Sama myśl o tym, że na koncercie może być choćby w połowie tak fajnie, sprawia, że wybuchamy szlochem. Czy ktoś na sali ma chusteczkę?

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Kubki smakowe


Mustache Mugs, wesołe, „wąsate” kubki autorstwa niemieckiego projektanta Petera Ibrueggera, nie sprawią wprawdzie, że rozpuszczalna „Neska” nabierze szlachetności smaku kawy Kopi Luwak, ale przynajmniej dodadzą odrobinę humoru nawet najbardziej ponuremu porankowi w pracy. Zestaw trzech kubeczków do kupienia tu za niecałe pięćdziesiąt funtów.

czwartek, 12 sierpnia 2010

Mikrokosmos

Blog „Zrób to w Warszawie”, z którym sympatyzujemy, wczoraj zwrócił naszą uwagę na nowy trend w mieście: mikrokawiarnie. Tutaj link do tekstu, który opisuje dwa tego typu lokale w Warszawie. Nabraliśmy apetytu, więc obmyślamy już wyprawę krajoznawczą, by zgłębić ten temat.

picture by Małpi Biznes


wtorek, 10 sierpnia 2010

Nadprodukcja


Myślisz, że czerstwe, przypalone i niesmaczne muffiny nadają się wyłącznie do wyrzucenia? A może by tak z nich postrzelać? Nie od dzisiaj wiemy, że w destrukcji drzemie ogromna siła.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Transgender



Poniedziałek rano, centrum Warszawy, modna kawiarnia w największym zagłębiu snobizmu w mieście. Dizajnerskie wnętrze, meble obite sztuczną skórą, wymyślne ozdoby na suficie, atmosfera wyrafinowania i dobrego smaku. Pachnie dobrą kawą i pysznymi, świeżo wypieczonymi ciasteczkami. Na ścianie telewizor, wielki niczym „Bitwa pod Grunwaldem”, który wyświetla... powtórki ostatniej kolejki polskiej ligi piłkarskiej...

piątek, 6 sierpnia 2010

Imprezowy piątek vol. 2


Zbieramy siły intelektualne na poważny post o etyce kawowego biznesu, co po czwartku (nie bez powodu zwanym "małym weekendem") nie należy do zadań lekkich, łatwych i przyjemnych. Tymczasem, by rozbudzić w sobie siły witalne, proponujemy coś pozytywnie zakręconego. Co? To dłuższa historia.

Firma Converse, producent kultowych trampek, które stały się fetyszem dzisiejszego pokolenia hipsterów, podjęła bardzo ciekawą metodę promowania swoich produktów. Tradycyjne reklamówki kręcone za wielkie pieniądze w Timbuktu, Antananarywie czy Uummannaq i pokazujące zadowolenie ludzi chodzących w obuwiu zrobionym z kawałka gumy i szmatki, Converse może sobie darować. Zamiast tego można przecież zrobić coś dużo fajniejszego, na przykład skrzyknąć kilku modnych artystów i pozwolić im wspólnie nagrać przebojowy kawałek. Pierwszy strzał okazał się rewelacyjny: w zeszłym roku Pharrell Williams, Santigold i Julian Casablancas stworzyli „My Drive Thru'”, małe arcydziełko o sile rażenia bazooki. Reklama? Nie bardzo, po prostu artyści mieli na nogach trampki Converse'a. Najnowszy utwór sławiący słynne buty ma szansę powtórzyć sukces „My Drive Thru'”.

Dobra, trochę odpłynęliśmy od tematu. Damen und Herren: zapraszamy na rozrywkowe śniadanie z udziałem Bethany z Best Goast, Rostama z Vampire Weekend i kochanego przez panie rapera Kida Cudiego. „All Summer”!

środa, 4 sierpnia 2010

Kultura obrazkowa

Zamiast długiego tekstu, dzisiaj krótki, ale bogaty w treści, cytat z klasyka.

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Brutalna prawda




Myśląc o urządzeniu nowej kuchni rozglądasz się za sprawnym operatorem betoniarki a nie za stolarzem rozmiłowanym w pracy z drewnem? To mówi o tobie co najmniej trzy rzeczy. Po pierwsze - prawdopodobnie wiesz, że brutalizm to prąd w architekturze a nie styl walki wręcz. Po drugie - zapewne w skrytości wielbisz Le Corbusiera a na myśl o jednostce marsylskiej czujesz przyjemne mrowienie w krzyżu, który może ukoić jedynie intymny wieczór spędzony z albumem Taschena poświęconym szwajcarskiemu guru modernizmu. A po trzecie - chyba właśnie znaleźliśmy ekspres do kawy, który będzie pasował do twej brutalistycznej duszy.

Espresso Solo to dzieło Shmuela Linsky'ego, studenta telawiwskiego Shenkar College of Engineering and Design. Ten odlany z betonu ekspres do kawy jest na razie konceptem (działającym!) ale mamy nadzieję, że czołowi producenci sprzętu AGD podchwycą trend zapoczątkowany przez izraelskiego projektanta i w swoich kolekcjach zastosują wreszcie surowiec ciekawszy niż żółtawy plastik na kilometr zalatujący tanią chińską produkcją!