Logo

Logo

środa, 29 września 2010

Szkoła mistrzów


Chcesz robić świetną kawę? W takim razie ucz się od najlepszych. Kilka patentów na to, by z ziaren wycisnąć maksimum smaku, sprzedał dziennikarzowi Wall Street Journal Andrea Illy, szef Illy, słynnej włoskiej firmy produkującej kawę.

Jego wykład da się streścić do kilku punktów:
  • Zainwestuj w porządny młynek. Tandeta z hipermarketu to marnowanie kawy. Im drobniej zmielisz ziarna, tym więcej aromatu i smaku uda ci się z nich wydobyć (mielenie kawy na pył też nie ma sensu). 
  • Mocno spalone ziarna nie gwarantują wybornego smaku. Zbyt długie palenie kawy zabija przyjemne aromaty czekolady czy migdałów. Staraj się wybierać mieszanki łagodniej palonych ziaren.
  • Jeśli używasz ekspresu ciśnieniowego, pilnuj temperatury wody. Idealny zakres to okolice 90 stopni Celsjusza. Jeśli woda będzie zbyt ciepła, lub, co gorsza, zacznie wrzeć, otrzymasz napój o smaku gotowanego asfaltu.
  • Nie pozwól twojemu espresso ostygnać, pij od razu po zaparzeniu i nie dodawaj do niego cukru czy słodkich syropów. "To nie deser" - napomina Mr. Illy.
Całość do przeczytania tutaj.

wtorek, 28 września 2010

Bezsenność w Seattle

Serwis thedailybeast.com przedstawił niedawno statystyki dotyczące najbardziej "kawowych" miast w USA. Kto wygrał? Oczywiście Seattle, "ojczyzna" Starbucksa i kawowe serce Ameryki, w którym na sto tysięcy mieszkańców przypada aż 35 kawiarni! Obłędna liczba, jeśli zważyć, że Seattle to nie turystyczne eldorado więc kawiarnie utrzymują przy życiu głównie jego mieszkańcy.

Drugie w kolejności jest Portland, gdzie na sto tysięcy mieszkańców przypada 28 coffee shopów. A Warszawa? Okazuje się, że stolica Polski nie wypada na tle miast Ameryki zupełnie źle. W naszym serwisie mamy już sto pięć lokali co po przeliczeniu daje wynik blisko sześciu kawiarni na sto tysięcy mieszkańców w naszym mieście. Zaledwie o cztery mniej niż w Nowym Jorku! Czujesz dumę? :)

Pełne zestawienie najbardziej kawowych miast w USA znajdziesz tutaj.

piątek, 24 września 2010

Think different





Czy, by odnieść sukces na rynku, produkt musi dobrze kojarzyć się klientom? Jak najbardziej! – natychmiast zakrzykną marketingowcy z branży FMCG i brzuchaci dyrektorzy sprzedaży z koncernów produkujących samochody rodzinne.

Okazuje się jednak, że dobre emocje wokół produktu to wcale nie jedyny przepis na sukces. Dobrze wie o tym amerykańska firma, która wypuściła na rynek kawę pod wiele mówiącą nazwą Meth Coffee. Skojarzenie z twardym narkotykiem uzależniającym szybciej niż serial „Na dobre i na złe” jest oczywiste. To wystarczyło, by wokół kawy rozpętała się burza. W niektórych stanach USA rozważano nawet wstrzymanie sprzedaży Meth Coffee a prokurator generalny Illinois nosił się z zamiarem pozwania producentów kawy w związku z rzekomą promocją zażywania twardych narkotyków.

Latwo zgadnąć, że całe to zamieszanie jedynie przysłużyło się niewielkiej firmie z San Francisco, której szefowie okazali się na tyle bezczelni, by wypuszczać na rynek kawę o tak prowokacyjnej nazwie. Dodajmy też, że nie jest to marketing bez pokrycia: Meth Coffee, stanowiąca wyjątkowo energetyczną mieszankę ziaren arabiki z niewielką domieszką liści yerba mate, została przetestowana przez uznane podniebienia w świecie kawy i wyrok był ogólnie pozytywny. Masz ochotę? W takim razie wybierz się tutaj.

Imprezowy piątek vol. 8



Ledwie zdążyliśmy odbyć terapię odwykową, która uwolniła nas od potrzeby bezustannego nucenia "Pack Up", poprzedniego hitu Elizy Doolittle, gdy tymczasem pojawił się nowy przebój Angielki. Piosenka "Skinny Genes" nie ma może finezji kompozycji Reginy Spektor czy dynamiki protest songów grupy Atari Teenage Riot, ale nie można odmówić jej urody. A w świecie muzyki pop to naprawdę wiele.

środa, 22 września 2010

Pod korek



Nie wiesz jak długo w twoim barku stoi otwarta butelka Montepulciano d'Abruzzo, ale trunek był zbyt drogi, by pochopnie wylewać zawartość? Nie ma kłopotu, ten praktyczny gadżet rozwiąże twoje problemy.

A Date With Wine to winestopper tyle, że z datownikiem, który pozwala zaznaczyć, kiedy butelka została przez ciebie odkorkowana. Genialne? W takim razie przygotuj 45 dolarów i udaj się tutaj.

poniedziałek, 20 września 2010

Co pije Europa?




Bionade, niemiecka lemoniada, którą od niedawna chwali się warszawska kawiarnia "Małpi biznes", to produkt o którym można powiedzieć: takie rzeczy się nie zdarzają. A przynajmniej, z całą pewnością, nie zdarzają się w Polsce.

Dla jasności, i dla tych, którzy nie wiedzą o czym mowa: napoje Bionade trafiają dzisiaj do ponad dwudziestu krajów a sprzedaż sięga kilkuset milionów butelek rocznie. Trudno uwierzyć, jak skromne były początki jednego z najpopularniejszych softdrinków na naszym kontynencie.

Wyobraź sobie lokalny, rodzinny i do tego balansujący na granicy plajty browar. Ludzie nie kupują piwa, bo konkurencja robi lepsze, a znikąd nie widać pomysłu na produkt, który mógłby być czymś na miarę przełomu w ponurej egzystencji Privatbrauerei Peter w bawarskim Ostheim von der Roehn.

Nikt nie przykłada szczególnej wagi do eksperymentów, którymi w zapomnianym skrzydle browaru zajmuje się Dieter Leipold, ojczym szefa. Jeszcze mniej osób wie, że Leipold wcale nie szuka nowej receptury na bardziej spienione piwo. Chodzi o coś zupełnie innego. Dieter od pięciu lat prowadzi badania których celem na być przeprowadzenie fermentacji bez uzyskiwania alkoholu. Na badania wydał już półtora miliona euro, co zawiodło firmę kierowaną przez pasierba, Petera Kowalsky'ego, na skraj bankructwa. Eksperymenty przynoszą jednak niespodziewany skutek: w 1995 roku Dieterowi udaje się przeprowadzić fermentację, w wyniku której nie powstaje piwo lecz gazowany napój na bazie słodu jęczmiennego i wody, doprawiony kwasem glukonowym, pochodną glukozy oraz naturalnymi składnikami, które zapewniają lemoniadom smak i kolor.

Tak rodzi się Bionade. Szczegóły tej przemiany są dzisiaj pilnie strzeżoną tajemnicą firmy. Trudno się dziwić, napoje Bionade to obecnie europejska potęga i świetny interes. „Wymyśliliśmy biznes, który nie istniał a dzisiaj wart jest kilka miliardów euro. Zupełnie przypadkiem stworzyliśmy rynek dla eko-napojów” – chwali się Dieter Leipold, obecnie szef świetnie prosperującej firmy. Interes idzie tak dobrze, że już parę lat temu chęć przejęcia go w całości wyraziła Coca-Cola. Nic z tego, Herr Leipold nie zamierza sprzedawać firmy, której podniesienie z kolan kosztowało go tyle wysiłku.

Zanim jednak nastąpiła eksplozja popularności napoju z malutkiego Privatbrauerei Peter, firma musiała przetrwać ciężki okres. Przez trzy lata sprzedaż napojów szła opornie. Aż pewnego dnia doszło do pomyłki: w 1998 roku do hamburskich sklepów i klubów trafiła partia Bionade przeznaczona na rynek węgierski i opatrzona etykietami w języku Beli Bartoka. Trendsetterzy wpadli w zachwyt: nowy, tajemniczy supernapój z egzotycznej Europy Środkowej! W ciągu kilku dni Hamburg ogarnęła lemoniadowa gorączka, która wkrótce rozlała się na kolejne niemieckie miasta a potem - na sąsiednie kraje... Bionade było gotowe na podbój świata.

Wyobrażacie sobie, że taki los spotyka np. Polo-Cocktę? Albo Hoop Colę? Albo Zbyszko Trzy Cytryny?

piątek, 17 września 2010

Dobre kalorie vol. 3


Patrick Cox, kultowy kanadyjski projektant butów, odkrył dla siebie niszę: zamierza odtąd spełniać się w produkcji ciastek. Jego cukiernia "Cox Cookies & Cake" w sercu Soho, londyńskiej dzielnicy uciech każdego rodzaju, już działa i przyciąga tłumy, którym nie wystarcza napełnianie żołądka zwykłymi słodyczami. Nastał czas ciast designerskich! Cox, pupil supermodelek i gwiazd, zapewnia, że do swoich muffinów podchodzi ze starannością równą tej, której wymaga produkcja butów za parę tysięcy dolarów.

Cukiernia w Soho ma być tylko przetarciem przed ofensywą (kto wie, być może globalną), którą marka Coxa zamierza podjąć już niebawem.

Doceniając wyobaźnię i designerski kuszt Mr. Coxa, nadal będziemy się upierać, że w świecie "kapkejków" tron imperatora zajmuje ekipa z warszawskiej kawiarni Goodies.

PS. Zdjęcie zapożyczyliśmy ze strony brytyjskiego miesięcznika Esquire. Sorry i zarazem thank you!

Imprezowy piątek vol. 7




Lato już za nami, ale nam ciągle mało słońca i ciepła, więc z tym większą radością oglądamy nowy klip Kings of Leon do piosenki „Radioactive”. Ech...

wtorek, 14 września 2010

Małe święto


Na stronie www.coffeehell.pl mamy już przeszło sto kawiarni! Może nie jest to jakiś imponujący wynik, Panorama Firm na pewno ma ich wielokrotnie więcej, ale mimo wszystko uważamy że jest się z czego cieszyć. W końcu na razie opisujemy tylko warszawskie kawiarnie. Aż strach pomyśleć co będzie, gdy ruszymy w Polskę. 

To jednak nie oznacza, że cała setka została już dokładnie opisana, zważona i zmierzona. Parę lokali cierpliwie czeka jeszcze na twoją ocenę - na przykład ten, ten albo ten. Zachęcamy!

poniedziałek, 13 września 2010

Biznes rodzinny

Informacja cokolwiek stara, ale mimo to warta wykopania. Koncern Costa Limited ogłosił że zamierza utrzymać należącą do niego od niedawna markę Coffeehaven. To oznacza, że nikt nie zabierze ci twojego ulubionego Tiger Latte. Przy okazji szefostwo Costa Limited zapowiedziało też, że zamierza rozwijać równolegle swoją markę Costa Coffee.

Na rodzimym rynku, w Wielkiej Brytanii, Costa to potęga: ma tam ponad tysiąc lokali a do tego pięćset w kilkunastu krajach Europy. W Polsce wiedzie się jej jednak nieszczególnie: choć firma miała rosnąć jak na drożdżach, na razie skończyło się na trzynastu lokalach w dużych miastach.Tymczasem Coffeeheaven ma w Polsce ponad sześćdziesiąt kawiarni i świetnie czuje się w roli lidera kawiarnianego rynku (jeśli chcesz wiedzieć, co teraz porabiają założyciele Coffeeheaven, zajrzyj tutaj)

Władze Costy zamierzają jednak zarobić możliwie dużo na dobrze prosperującej spółce córce: już niebawem Coffeeheaven ma zacząć „korzystać z prac laboratorium Costa Limited” oraz z palarni kawy, która produkować będzie mieszkankę skomponowaną specjalnie na potrzeby tej sieci. Zobaczymy, czy wierni klienci poczują różnicę.

piątek, 10 września 2010

Imprezowy piątek vol. 6


Upały i letnią beztroskę mamy już za sobą zatem dzisiaj coś w konwencji odpowiedniej do aury. Pisarz Nick Hornby, którego zasług dla wiwisekcji męskiej duszy nie da się przecenić, recytuje swoje przemyślenia na temat Dickensa i zalet oglądania telewizji a Ben Folds, kultowy amerykański singer/songwriter dokłada do tego muzykę. Więcej owoców tej współpracy poznasz już niebawem, gdy na rynku pokaże się płyta obu panów, zatytułowana „Lonely Avenue”. Na razie, na przystawkę piosenka „Things You Think”. Smacznego!

środa, 8 września 2010

W narożniku


Każdy łakomczuch wie, że w brownie najsmaczniejsze są rogi – zarazem smakowicie przypieczone i przepysznie miękkie. Oto wynalazek, który pozwala cieszyć się wyłącznie tym, co w brownie najlepsze. Baker's Edge to praktyczna aluminiowa foremka do pieczenia, dzięki której upieczesz brownie składające się wyłącznie z pysznych narożników. „The best thing since sliced bread” – jak mawiają Anglicy. Do kupienia tutaj, za jedyne 35 dolarów, ale z dostawą do Polski może być pewien problem. Świat jednak wciąż nie stał się globalną wioską.

poniedziałek, 6 września 2010

Kawowa etyka



Przychodzi nam do głowy tylko jedna osoba, kto potrafi popsuć człowiekowi radość z picia porannej kawy, mieszając do tego etykę, politykę, filozofię i, o zgrozo, socjalizm. To Slavoj Zizek, słoweński myśliciel i filozof-celebryta, który, dzięki swoim błyskotliwym tyradom, potrafi sprawić, że nawet komunizm przez chwilę może wydać się sexy.

Pan Zizek bywa porównywany do diabła tasmańskiego: jak napisał o nim "Daily Telegraph", słoweński mędrzec potrafi w okamgnieniu przeskoczyć od Heideggera do czekoladek Hershey's zahaczając po drodze o Hitchcocka i Hezbollah. Są również złośliwcy, którzy nazywają Zizka "Elvisem filozofii". Nie będziemy jednak wypominać mu egotyzmu. Po wysłuchaniu powyższego nagrania, będącego zapisem ubiegłorocznego wykładu na temat roli charytatywności we współczesnym świecie, mamy bowiem wrażenie, że tym razem słoweński filozof utrafił w punkt. 

Slavoj Zizek twierdzi bowiem, że działalność charytatywna przestała być rozrywką (ewentualnie powinnością) wąskiej grupy ludzi zamożnych lub dobrze urodzonych. Została zdemokratyzowana, zarazem stając się potężnym narzędziem marketingu służącym temu, byśmy kupowali jeszcze więcej, lecz zachowywali przy tym dobre samopoczucie. Jako przykład Zizek podaje program Fairtrade, czyli etyczne praktyki w biznesie kawowym, pozwalające producentom kawy otrzymać uczciwą cenę za towar. Dzięki takim działaniom przeciętny konsument kawy, kupując kubek latte grande za, dajmy na to, 8 złotych, może uspokoić sumienie, że zrobił dobry uczynek i uratował od nędzy i głodu rodzinę jakiegoś rolnika z Kolumbii czy Brazylii. Sieci kawowe, przekonuje Zizek, ochoczo szermują hasłem Faitrade wierząc (albo raczej wiedząc), że to nie tylko metoda uczciwego prowadzenia biznesu, ale i sposób na przyciągnięcie klientów a następnie ukojenie ich sumienia, gdyż dzięki Fairtrade, w jednym akcie konsumpcji konsumenci kawy dostają także rozgrzeszenie i wychodzą z kawiarni z poczuciem, że spełnili dobry uczynek i w jakimś sensie uczynili świat lepszym.

Czy to źle? "Źle" - odpowiada Zizek, bo jego zdaniem, charytatywność demoralizuje. Dlaczego? Zachęcamy do poświęcenia słoweńskiemu gawędziarzowi dziesięciu minut a odpowiedź bez trudu znajdziecie sami. Warto obejrzeć ten klip tym bardziej, że wykład Zizka został kapitalnie zilustrowany przez rysownika, który przekłada słowa pana profesora na obrazy. A must see!

piątek, 3 września 2010

Imprezowy piątek vol. 5



Nie wiemy wiele o artyście zwanym Kyle Andrews poza tym, że wygląda jakby młodość bez reszty poświęcił skautingowi i że jego nowy utwór „You Always Make Me Smile” promuje kapitalny klip. W czasie jego produkcji cztery tysiące ludzi stoczyło największą w historii bitwę na baloniki wypełnione wodą. Uwaga: przy produkcji tego klipu skrzywdzono sto dwadzieścia tysięcy balonów, ale efekt przechodzi wyobrażenie. Dobrej zabawy!


PS. Jeśli piosenka ci się spodobała, tutaj możesz ściągnąć sobie remiks tego utworu. Legalnie i za darmo!

czwartek, 2 września 2010

Dobro rzadkie


Było tak: najpierw, w czasie zimowych igrzysk olimpijskich w Vancouver, firma Canon rozdawała przemarzniętym fotoreporterom kubki termiczne do złudzenia przypominające teleobiektywy tej słynnej firmy. Kubeczki zyskały status kultowy i szybko stały się dobrem pożądanym przez wszystkich i zarazem nieosiągalnym, bo po olimpiadzie Canon przestał je oferować. Nie minęło jednak wiele czasu i niezawodny sklep photojojo.com, zaopatrujący miłośników fotografii w pomysłowe gadżety, wyszedł na przeciw pragnieniom wielu i oto przed wami, powstały z martwych, kubek w kształcie obiektywu!

Zdajemy sobie oczywiście sprawę, że na liście wynalazków niezbędnych ludzkości, którą otwiera lek na raka i samochody na powietrze, kubeczek do kawy w kształcie teleobiektywu zajmuje niezbyt wysoką pozycję. Jeśli jednak zważyć, że kosztuje zaledwie 24 dolary, jego atrakcyjność zdecydowanie rośnie.

Do kupienia tutaj.

środa, 1 września 2010

Pamięć absolutna


Poręczna ściągawka, dzięki której już nigdy nie poczujesz onieśmielenia w zderzeniu z najbardziej nawet rozbudowanym kawiarnianym menu i najbardziej wyszczekanym baristą. Wydrukuj i noś w portfelu, a szybko zorientujesz się, że to bardzo praktyczny gadżet.

Znalezione tutaj